1435242836_facebook.png
logo rozewicz-motionmale

Obserwuj nas

youtube  facebook

Imię:  

Email:

Dotacja unijna
Fundusze Europejskie dla rozwoju regionu łódzkiego.
Projekt współfinansowany przez Unię Europejską z Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego

Materiały z festiwalu 2013

Pochwała pokory

Spektakl Kartoteka.

Reżyseria: Andrzej Rozhin. Teatr Lalki i Aktora w Łomży.

Czy aby na pewno wszystko we współczesnym teatrze musi odnosić się do ostatnich wydarzeń, do bieżącej sytuacji w kraju i na świecie? Czy nawet akcja jednego z najważniejszych dzieł polskiej dramaturgii drugiej połowy XX wieku koniecznie musi rozgrywać się tu i teraz? Niby dlaczego „Kartoteka” Tadeusza Różewicza nie mogłaby pozostać poetyckim świadectwem duchowej panoramy lat młodości naszych ojców i dziadków? Czy takie świadectwo, w końcu, nie jest już warte atrakcyjnej kreacji artystycznej?

Tak mnożę te de facto retoryczne pytania, choć przecież po obejrzeniu spektaklu „Kartoteka” Teatru Lalki i Aktora z Łomży już wiem, że możliwe jest znalezienie „złotego środka” pomiędzy artystycznymi aspiracjami reżysera, scenografa i aktorów, a pokorą wobec całej złożoności tekstu wielkiego dramaturga i zarazem poety; jest możliwe – okazuje się – pogodzenie wiernego przedstawienia zawartego w „Kartotece” świadectwa historycznego epoki z aspiracjami do ukazania pewnej aktualności tego dramatu oraz do sprostania obecnym trendom inscenizacyjnym. Bo też, powiedzmy, jak wielu koncertujących wirtuozów skrzypiec czy fortepianu przez zwyczajną pokorę nigdy nie pokusiłoby się o dopisanie solowej kadencji do koncertu Mozarta lub Beethovena – tak reżyser przedstawienia, Andrzej Rozhin miał tę odrobinę pokory, by nie dopisywać do dzieła Tadeusza Różewicza treści, które mogłyby mu nie dorównywać, zaś pole do wykazania się własną inwencją artystyczną odnalazł w szeregu inscenizacyjnych detali oraz w pewnym uprzystępnieniu trudnego w odbiorze tekstu.

Obejrzeliśmy tedy przedstawienie niewątpliwie ciekawe i przy całej pieczołowitości w zachowaniu historycznego kontekstu dramatu jak najbardziej współczesne – cokolwiek znaczyłoby to słowo. Zobaczyliśmy Bohatera wieloznacznego, jakby współczesnego Everymana, świadka wieku wojen i totalitaryzmów, ale i małego człowieka w jego nie mniej ważnej, banalnej codzienności. Niezapomniane wrażenie pozostawiła również oryginalna, odrealniona scenografia z niemal monstrualnej wielkości łóżkiem i krzesłem… Chciałoby się częściej oglądać tak „pokorne” inscenizacje dramatów Tadeusza Różewicza.

 

autor: Paweł Bera

 

Jesteśmy jak z dramatów Różewicza

Untitled (10)

Magdalena Biegańska / Mirek Kaczmarek / Jarosław Tumidajski

Jakkolwiek za Edwardem Stachurą zwykłem twierdzić, że „Życie to nie teatr” – nawet przedstawienia inspirowane autentycznymi wydarzeniami są dla mnie przede wszystkim scenicznymi kreacjami – to jednak z fascynacją przyglądałem się zaproponowanemu przez Jarosława Tumidajskiego, 24-godzinnemu eksperymentowi teatralnemu, w którym owo „życie” spotykało i mieszało się z „teatrem” w szeregu najróżniejszych relacji.

Bo oto w sali kameralnej Miejskiego Domu Kultury, w jakby odrealnionej scenografii zwykłego mieszkania, pomysłu Ireneusza Kaczmarka, aktorka Magdalena Biegańska kreowała „świat” różewiczowskich postaci, słów, tematów i odniesień. I nieomal jak do „przechodniego” pokoju z „Kartoteki” można było tam wejść ze swoją opowieścią, przyłączyć się do rozmów już toczących się, ale także można było li tylko przyglądać się… I to przede wszystkim dla osób przywykłych do takich właśnie, tradycyjnych relacji, w których aktorzy grają, a widzowie słuchają i przyglądają się, przewidziane było tzw. zdarzenie szczególne. W jego ramach Magdalena Biegańska przedstawiła kilkudziesięciu widzom ekspresyjne monologi Ewy z „Wyszedł z domu”, Bianki z „Białego małżeństwa”, fragment scenariusza „Trelemorele” oraz fragmenty kilku innych utworów satyrycznie opisujących współczesność… By zaraz potem powrócić do swej najważniejszej roli, do odgrywania uniwersalnej postaci różewiczowskiej, dla której teatralna kreacja wciąż jakby przenikała i mieszała się z realnością życia.

Odwiedzali tedy Bohaterkę radomszczanie. Przychodzili popychani ciekawością, zadawali pytania, a przede wszystkim snuli własne narracje, niekiedy jakby przeglądając się w oczach Bohaterki… Ale też można było – jak w moim przypadku – porozmawiać z aktorką i reżyserem (który w przedsięwzięciu pełnił rolę „arbitra”) o tropach interpretacyjnych w twórczości Tadeusza Różewicza, o specyfice kompetencji autora i reżysera oraz o współczesnym teatrze w ogóle… A wszyscy razem – jedni świadomie, inni nieświadomie – wciąż zacieraliśmy granice pomiędzy życiem realnym, a teatralną kreacją. Wszyscy staliśmy się jakby bohaterami z dramatów Tadeusza Różewicza.

 

autor: Paweł Bera